sobota, 7 lutego 2015

Prolog

JAK TO SIĘ ZACZĘŁO?



Allie Stuart nerwowo chodziła po pokoju w domu dziecka. Spędziła tu już siedemdziesiąt pięć godzin. Czterdzieści pięć minut. Jednak każdz sekunda od śmierci jej rodziców dłużyła się niemiłosiernie.
Tak, Allie od ponad trzech dni była sierotą. Kto by pomyślał, że to może stać się komuś takiemu jak ona. Normalnemu. Jej rodzice nigdy nie mieli, żadnych wrogów a teraz szesnastolatka dowiaduje się o morderstwie. Ktoś ich zamordował. Zwłoki znaleziono w lesie oddalone trzysta metrów od siebie. Kiedy Allie się o tym dowiedziała myślała, że to głupi dowcip. Ale nie.
  Tego dnia dziewczyna siedziała w domu zupełnie sama. Czyli jak zwykle. Jej rodzice byli zbyt zajęci pracą i nie bywali w domu często. Dlatego Allie zdążyła do tego przywyknąć. Leżała na kanapie i oglądała na płaskim telewizorze serial Glee, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Pomyślała, że to jej przyjaciel Markus. W końcu kto miałby ją odwiedzać w sobotni wieczór? Allie nie miała przyjaciółek, gdyż źle czuła się w towarzystwie dziewczyn. Nie lubiła plotkar i była chłopczycą. Nawet, gdyby ona chciała zaprzyjaźnić się z tymi plastikami one na pewno by jej nie zaakceptowały.
 Allie powoli podniosła się z kanapy i narzuciła na blade ramiona ciepłą, czerwoną bluzę z kapturem, która nalezała do Jake'a, jej byłego chłopaka, z którym rozstała się w zgodzie. Rozpuściła turkusowe włosy i nieśpiesznie skierowała się do drzwi.
 Jej zaskoczenie było nie do opisania, gdy zamiast Markusa ujrzała dwóch, wysokich gliniarzy w średnim wieku. Na ich twarzach malował się smutek i współczucie.
 - Dobry wieczór - wyjąkała - Mogę w czymś pomoc?
- Wiem, że może być to dla pani wielki szok, ale pani rodzice nie żyją.
Allie oparła się o framugę drzwi, aby nie upaść. Świat w okół niej zdawał się wirować.
- Słucham?
  
    Allie myślami wróciła do domu dziecka. Nie chciała dłużej myśleć o śmierci rodziców. Na dole czekała na nią nowa rodzina. Może mnie polubią, pomyślała, ciekawe czy mają dzieci.
 Kiedy zegar na zamkowej wieży na przeciwko okna wybił czternastą Allie złapała w rękę walizkę i zbiegła na dół. W ,,salonie" czekało państwo Van Alsen. Czterdziestoletnia kobieta prezętowała się zadziwiająco dobrze. Miała długie blond włosy i przejrzyste niebieskie oczy. Była bardzo elegancka i dystyngowana. Jej partner był brunetem o zielonych oczach, które przyglądały się Allie z zainteresowaniem.
  - Witaj, Allie - powiedziała kobieta - Jestem Elizabeth. Bardzo cieszę się, że z nami zamieszkasz.
Van Alsen'owie jeszcze przez chwilę rozmawiali z opiekunką, Prisillą a potem zaprowadzili Allie na parking. Pan Van Alen wyjął z kieszeni kluczyki i nacisnął guzik. Odezwało się przepiękne białe porsche cayenne z 2014 roku. Allie nie mogła uwierzyć własnym oczom. To auto było jej marzeniem.
- To dla ciebie - oznajmiła Elizabeth uśmiechając się w stronę Allie.
- Naprawdę? - nastolatka była zaszokowana. Czemu obcy ludzie chcieli dać jej taki piękny samochód.
Pani Van Alen spojrzała na nią jak na kosmitę.
- Taak - przeciągnęła - To tylko na chwilę. Miesiąc temu jeździł nim nasz syn, ale uznał, że jest za wolny. Jeśli chcesz kupimy ci inny. Chyba, że ten ci się podoba.
Wszyscy wsiedli do samochodu. Allie usiadła z tyłu przyglądając się wnętrzu auta.
- Nie trzeba. To auto jest boskie.
Pan Van Alen kiwnął głową. Jak na razie trzymał nastolatkę na dystans, jakby była przestępcą, który dopiero co wyszedł z więzienia. Może to kolorowe włosy Allie tak go odpychały. Elizabeth była zdecydowanie bardziej otwarta. Było w niej coś co sprawiało, że każdy by jej zaufał.
- Macie syna? - zapytała Allie kiedy samochód opuścił parking.
Pani Van Alsen posłała jej ciepły uśmiech.
- Tak. I dwie córki. Syn ma na imie Benedix - zaczęła Elizabeth - Jest najstarszy. Raczej nie jest naszym idealnym synkiem. Popadł w złe towarzystwo - kobieta westchnęła - i wciągnął w to swoją siostrę, Patty, która jest od niego o rok młodsza. Ben ma dziewiętnaście a osiemnaście. Mamy też czternastoletnią córkę - Alison. Myślę, że się zaprzyjaźnicie. Ona ze starszym rodzeństwem nie ma za dobrych relacji. Ciągle się kłócą a pod wpływem alkoholu i narkotyków Patty już nie raz groziła Ali Dlatego posłaliśmy ją na trzy lata na odwyk razem z bratem. Wrócili w zeszłym roku. I chyba nie ma postępów.
Allie wpatrywała się ze współczuciem w panią Van Alsen. Rozumiała jakie to musiało być dla niej okropne. Jednak jeszcze bardziej było jej szkoda Ali. Jak musiała się czuć ta biedna dziewczyna, której groziła własna siostra? To okropne, pomyślała Allie. Poczuła, że już z całego serca nienawidzi Patty. Jak można być tak okrutnym i nieczułym?
Zanim Allie się obejrzała była już w Sydney pod wielką willą Van Alsenów. Wszystko było drogie i idealne dopasowane. Dziewczyna pierwsza wyskoczyła z samochodu podziwiając piękne widoki Sydney. Państwo Van Alsen wysiedli zaraz za nią nie śpiesząc się ani trochę.
- Idź, my weźmiemy walizki - powiedział pan Van Alsen - Musisz się trochę rozejrzeć. Jakby co to w domu jest Patty. Pokaże ci co gdzie i jak. My za chwilę musimy pojechać po coś do sklepu.
Allie kiwnęła głową i weszła do wielkiej willi. W środku wszystko było białe, gustowne i wyrafinowane. Zupełne przeciwieństwo jej pełnego przepychu domu w Raventown. Dziewczyna ruszyła jasnym, przestronnym korytarzem kierując się do salonu i podziwiając wystrój wnętrz. Biel i minimalizm. Tak, zdecydowanie ten dom pasował do państwa Van Alsen, eleganckich i dystyngowanych ludzi. Na białej kanapie w ogromnym salonie siedziała dziewczyna, o krótkich różowych włosach. W ręce trzymała papierosa, którym właśnie podpalała nitki wystające z czarnej, skąpej bluzki z dużym dekoltem. Wyglądał zdzirowato i zadziornie. Jej piwne oczy zwróciły się w kierunku Allie a usta wykrzywiły się w uśmiechu. Zgasiła peta i wrzuciła go do ceramicznego, białego wazonu stojącego na stole.
- Ty pewnie jesteś Allie - różowowłosa przyjrzała się nastolatce z zaciekawieniem - Fajny kolor - wskazała palcem na włosy Allie - Wyglądasz na normalną. To dobrze. Może będę miała z kim imprezować. Jestem Patty
Allie uśmiechnęła się ciepło i podeszła do Patty. Osiemnastolatka wcale nie była taka zła jak z opowiadań Elizabeth. Może jej wygląd zdziry odstraszał, ale wcale nie była taka zła. I czemu miałaby grozić młodszej siostrze? Nie wyglądała na taką sukę.
W tym momencie z wnętrza domu wyłonił się wysoki brunet. Zapewne Ben, pomyślała Allie. Chłopak był przystoiny i sprawiał wrażenie tajemniczego. Może to przez jego ubiór. Czarna, skórzana kurtka i jensy tego samego koloru nadawały mu tajemniczego, złowieszczego wyglądu. Jednak gdy jego oczy napotkały oczy Allie uśmiechnął się szeroko. Nie wyglądał już aż tak strasznie tylko całkiem... przyjaźnie? Tak, to chyba odpowiednie słowo.
- Hej, jestem Ben - przedstawił się.
- Allie. Cieszę się, że będę z wami mieszkać
- My też się cieszymy - uśmiechnęła się znów Patty - Ale sądzę, że jak poznasz Alison to zmienisz zdanie moja droga.
Ben przytaknął i spojrzał ze współczuciem na Allie.
- Dlaczego? - zapytała niebieskowłosa z zaintrygowaniem. Co takiego mogło być w Ali co sprawiło, że nienawidziło ją własne rodzeństwo.
- Ali to okropna suka - jęknęła Patty zapalając kolejnego papierosa. Dopiero teraz Allie zauważyła, że ich woń miesza się tu z zapachem lawendy. Ciekawe czy rodzice Patt, wiedzą, że pali? - Przekonasz się. Lepiej jej nie drażnij.
Allie pokiwała ze zrozumieniem głową. Czyżby Patty próbowała ją okłamać i jeszcze bardziej pogrążyć Alison. Tylko jaki miała mieć w tym cel. Przecież nie robiła tego od tak sobie. Musiała mieć powód. A może Ali rzeczywiście była taką suką. Kto wie? Napewno nie zdezorientowana Allie Stuart.
- A gdzie mogę znaleźć Alison - spytała Allie.
- Mój menadżer cię umówi - Allie usłyszała za sobą aksamitny głos, którego nigdy wcześniej nie słyszała. Odwróciła się i ujrzała schodzącą po schodach czternastolatkę. Alison. Była zupełnym przeciwieństwem wyobrażeń Allie. Allie sądziła, że Ali będzie słodką, skromną brunetką. Tymczasem dziewczyna schodząca ze schodów miała długie, kręcone blond włosy, niebieskie oczy i była ubrana w krótką, różową sukienkę z białymi wzorkami. Nie wyglądała aż tak niewinnie jak wyobrażała sobie to Allie. Raczej jak tandetna lalka. Uśmiechała się chytrze opierając się o poręcz. Z niesamowitą gracją szła po schodach na niebotycznie wysokich szpilkach w kolorze nude.

- Cześć, jestem... - zaczęła Allie uśmiechając się.

- Tak, wiem - ucięła jej Ali - Daruj sobie.

Allie zatkało. Już wiedziała dlaczego Patty ją ostrzegała. Ali była okropnie wredna i chamska, czego Allie nie znosiła. Już wiedziała, że nie dogada się z blondynką. Alison rzuciła Allie wyzywające spojrzenie i podeszła do drzwi prowadzących na słoneczny taras. Odwróciła się, żeby po raz ostatni spojrzeć Allie w oczy.

- Lepiej na siebie uważaj. W tym domu nie można się niczego spodziewać - syknęła Ali.




 
 
 
 
 
 
 

3 komentarze:

  1. To nie moje klimaty ale chętnie przeczytam kolejny rozdział <3 Czekam i pozdrawiam :D
    Zapraszam do mnie http://stay-love-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, że to komentujecie. To dla mnie bardzo ważne a w sobotę możecie się spodziewać drugiego rozdziału z punktu widzenia Alyssy.
    A blogi chętnie przeglądam.

    OdpowiedzUsuń